Rozpoczęcie przygody ze Staniem Na Rękach

W zależności gdzie i na jakim poziomie zaawansowania zaczynamy, nasze podejście do trenowania handstand-ów powinno wyglądać troche inaczej. Jako osoby początkujące nie powinnismy pewnie od czytania książki z anatomii myśląc że, znajdziemy tam jakiś magiczny przepis na utrzymanie się w staniu na rękach. Jedynym sposobem w jakim nauczymy się balansować jest systematyczne PRAKTYKOWANIE. Dodam, że pewnie też powinniśmy wziąć pod uwagę całe nasze poprzednie doświadczenie z ruchem, budowę ciała i jego mobilność, motywacje, neuroplastyczność, pasje, dawne  kontuzje, tolerancje do lęku, oczekiwania, siłe itp. itd. Właśnie dlatego ten proces będzie wyglądał zupełnie inaczej dla każdego, bo KAŻDY Z  NAS JEST INNY. Niektórzy może ogarną ten temat od razu a inni będą się męczyc latami, ale jedno jest pewne: nie istnieje żadne  magiczne ciasteczko, po zjedzeniu którego z dnia na dzień staniemy się mistrzami handstand-ow. To jest umiejętność, która wymaga konsekwentnej praktyki oraz nauki czerpania satysfakcji nawet z małych sukcesów ponieważ, uwierz mi, że będzie też wiele godzin gdy będzie nam się wydawało, że nic nam się nie udaje (ale właśnie wtedy uczymy sie najwiecej, wyjawię później). Potrzebne jest poświęcenie i #growthmindset (Carol Dweck- plastycznosc- inteligencji). Koniec, kropka. Pomyśl o tym w ten sposób, jako dzieci nie uczymy sie chodzić z dnia na dzień, ale musimy najpierw wiele razy upaść by zrobić tych pare pierwszych małych kroków. Tyle, że wtedy nasza anatomia i fizyka są bardziej po naszej stronie. Nasze ciała są przecież bardziej przystosowane do chodzenia na stopach niż na dłoniach, aczkolwiek ta analogia bardzo pomaga w nauce balansowania ( nasze barki są jak nasze biodra). W tych wczesnych latach nasz mózg też nam ułatwia uczenie sie ponieważ działa niczym gąbka, która pochlania całą więdze wokół nas (dobra i złą, niestety), chociaż ta niesamowita neuroplastycznośc, która posiadamy w młodym wieku naprawdę ułatwia nam proces uczenia. Niestety, gdy dorastamy,  to się zmienia, więc musimy się coraz bardziej starać i wykonywać co raz więcej powtórzeń aby tworzyć te nowe połączenia neuronów w naszych mózgach oraz aby to,  czego się nauczyliśmy stało się bardziej refleksywne. W pełnym handstand-dzie(wertykalna linia) na przykład nasze CAŁE ciało pracuje i każda część ciała robi co innego. To jest naprawdę dużo informacji dla naszego układu nerwowego na raz, szczególnie jeśli zaczniemy sobie powtarzać w głowie całą długa listę komend: stopy point, uda razem, pośladki pracuje itp, itd. Więc jeśli dopiero zaczynamy naszą przygodę do gory nogami, to będzie raczej trudno skupić się nad tym wszystkim PLUS jednocześnie koncentrować się na najbardziej istotnym elemencie stania na rekach – balansowaniu na RĘKACH! Tak więc, miałoby sens aby na poczatku naszej drogi do handstand-u nie bombardować nasze głowy milionami różnych wskazówek o idealnym ustawieniu ciała. Na tym etapie przez  cały czas tylko walczymy o przetrwanie i utrzymanie w tej pozycji, chociaz by tam zostać przez sekundę czy dwie. “Banana Back” Wiele osób, gdy zaczyna uczyć się stania na rekach z reguły (świadomie czy nie świadomie), zaokragla cialo w kształt, który w świecie balansowania na rękach nazywany jest “banana back”. Ten kształt przypominający banana jest uznawany za “nieestetyczny”, aczkolwiek jest on bardziej naturalnym kształtem dla naszego ciała. Jeśli chcesz zrobić eksperyment, to poproś kogoś kto nigdy przedtem nie robił handstand-ów aby spróbował i zobaczysz jak ukształtuje swoje ciało – jest duża szansa, że będzie to właśnie kształt banana! Moje stanie na rekach na początku wyglądało właśnie tak przez długi czas, bo niczym male dziecko uczyłam się chodzić od nowa tylko tym razem na rękach! I pomimo że to nie było piękne, ten zaokrąglony kształt ułatwił mi utrzymywać się na rekach dłużej by wyczuć te subtelne ruchy w te i wewte niczym wahadło, i to koledzy i koleżanki, jest właśnie sztuka balansowania. Wystarczy trochę pogrzebać w historii aby dowiedzieć się, że najsłynniejsi oldschool-owi mistrzowie handstand-ów wykonywali właśnie takie zaokrąglone handstand-y! Podobnie  jak pradziadek balansowania na rekach, Profesor Paulinetti, który możnaby powiedzieć, że wynalazł stanie na jednej ręce (i jednoręczne Planche), robił to takźe z zaokrąglonymi plecami!  Istnieje mit, ze stanie na rekach w taki sposób jak “banan” może uszkodzić nam kręgosłup, ale uważam, że to jest tak jak ze wszystkim innym w życiu: jeśli postępujemy z głowa i nie przekraczamy limitow obciążenia, to powinnismy być bezpieczni. Pamietajmy też, że kręgosłup nie jest prosty i ma naturalne zaokrąglenia. Jeśli wiec  nie będziemy cisnąć za dużo i za wcześnie przekraczając naszych  możliwości oraz będziemy pamiętać by głęboki mięsien brzucha (poprzeczny) byl aktywny, to z czasem zbudujemy wystarczajaco dużo siły i elastyczności (jeśli nasza anatomia pozwoli) aby wykonywać co raz bardziej wymagające pozycje i ustawienia ciała. Tak jak Rzymu nie zbudowano w jeden dzień, to tym bardziej stania na rękach nie nauczymy się prędko. Nikt nie robi “idealnego” handstand-u na samym początku, to wszystko jest subiektywne i zajmuje troche czasu, a więc musimy nauczyć się czerpać radość z tych małych sukcesów i z samej podróży do stania na rekach, bo ten proces może trwać całe życie! Ostatnio też usłyszałam od jednego z moich ulubionych naukowców Prof. Andrew Huberman Huberman Lab, że uczenie się pozycji odwróconych (i innych balansów) zwiększa naszą neuroiplastycznosc mózgu. I to wcale nie te “idealne” wertykalne handstand-y to powodują, tylko te wszystkie błędy które robimy podczas uczenia się wysyłają sygnały do naszego układu nerwowego że cos jest nie tak i że musimy to naprawić, coś zmienić! Kiedy wszystko jest dobrze (tak jak i w życiu) nie chcemy nic zmieniać, nasz układ nerwowy działa podobnie, nasze błędy są naszymi największymi nauczycielami i bodźcem do zmian (wewnętrznych jak i zewnętrznych).  Staw ramienny i ułożenie ciała Nie będę kłamać: utrzymanie się w pełnej pozycji (wertykalna linia) w staniu na rekach jest TRUDNE. Prawidłowe uaktywnienie wszystkich potrzebnych mięśni jest o wiele bardziej skomplikowane niż w zaokrąglonym handstand-dzie (banana) i rzeczą, która może nam często w tym przeszkadzać to niewystarczająco otwarte barki. W tej pozycji potrzebujemy conajmniej 180 stopni zgięcia w stawie ramiennym, czyli ramiona maksymalnie wyprostowane i zablokowane w stawach za pomocą łopatek. Jeśli mamy odpowiedni zakres ruchomości to pozwoli nam to na ułożenie kości (zwane “stacking”) w taki sposób, który spowoduje że nasz handstand stanie się bardziej pozycja “odpoczynku” gdy znajdujemy ten zloty środek i czujemy się…
Dowiedz się więcej

Starting Your Handstand Journey

Depending on what we’re starting with and our level of experience, our training and approach should look different. A beginner for example we probably shouldn’t study anatomy textbooks thinking he will find the magic recipe to holding a handstand, the only way you can learn to balance is by PRACTICING.  Not to mention, we should also take into consideration all our previous movement background, body type, mobility, motivation, neural plasticity, passion, drive, past injuries, fear tolerance, expectations, strength etc. Which is why this process will look completely different for everyone, WE ARE ALL DIFFERENT. For some people it clicks right away and for others it may take even years, THERE IS NO MAGIC COOKIE YOU CAN EAT to learn how to do it overnight sorry to break it to you.  This is a skill that takes consistent practice and learning how to take satisfaction from all those small wins because trust me there will be hours upon hours of falls and fails that seem like are going nowhere(but in all actuality this is when we actually learn the most, I’l explain the science later). It takes dedication and a #growthmindset (Carol Dweck- Growth MIndset)period dot. Think of it this way, when we are toddlers learning to walk it doesn’t happen over night. We have to fall many times until we learn to take those first steps, only then our anatomy and physics are more on our side. Our bodies are way more equipped to walk on feet than hands, however this analogy helps quite a lot when learning how to balance (also thinking of the shoulders as the hips). Not to mention during the first 25 or so years of our life our brains act just like a big sponge, soaking up everything we see and experience (good and bad) however this extraordinary neuroplasticity we have at young age makes learning a lot easier. The older we get unfortunately we have to try a lot harder and repeat things WAY more often to create those new neural pathways in order to turn whatever it is we’re learning into something reflexive(like second nature). In a full handstand for example our WHOLE body is working and every body part is doing something different. That is a lot of information for our nervous system to take in all at once, especially if we were to start checking them all  off the list: point toes, thighs together, active glutes and so on etc. SO if we are just starting out, it will be probably really hard to be able to concentrate on doing all those things PLUS focus on the most important part of the handstand – balancing with our HANDS.  It would probably make sense,if we were at the beginning of our handstand journey, to not bombard our minds with a million and one alignment cues when in all reality we are actually hanging on for dear life, trying to hold that handstand for a split second or two. Plus, as I just learned the other day from one of my favorite scientists Professor Andrew Huberman Huberman Lab learning inversions and other balances increases the neural plasticity of our brains AND it’s not the “perfect” straight handstand that does this, only all the errors and fails we make while learning that send signals to our CNS(central nervous system) the something is wrong and that it needs to fix it, it needs to change something! When everything is all fine and dandy there’s no need to change(just as in life), our CNS works in a similar way,  but our mistakes ARE our greatest teachers propelling us to change! The banana back A banana back handstand, or in other words a curved handstand, gets a really bad rep in the hand balancing community as it’s not as aesthetically pleasing as a straight handstand, but it’s actually where a lot of people start because it’s a more natural position for the body. Ask any person who’s never held a handstand to try and kick up and see what shape they make with their body chances are it will be curved! This is actually how my freestanding handstands looked for a LONG time when I started learning, like a little baby taking it’s first steps all over again only this time on my hands! Even though it wasn’t pretty, the curved shape made it easier for me to stay up on longer on my hands and learn those subtle rocking movements like a pendulum, this my friend is the art of  BALANCING. And actually, old school hand balancers performed all their handstands with curves in their back! Like the godfather of hand balancing himself, Professor Paulinetti who basically invented the one arm handstand (and the one arm Planche) and he actually did this with a curved back!  There is a myth that doing curved handstands can hurt your back, but I think it’s just like anything else in life, if you’re smart about it and don’t go past your load capacity you should be safe. Let’s remember that the spine isn’t straight and naturally has CURVES, so as long as we don’t do too much too soon, push past our limit and  remember to keep the deep core (TVA muscle) engaged, with practice we will build up the necessary strength and flexibility(if anatomy allows) to move on to more demanding shapes and alignment. Rome wasn’t built in a day and you won’t learn to handstand in a day either, no one starts off doing handstands with “perfect” alignement, its really subjective takes time and so we really gotta try to take in all those small wins and learn to enjoy that journey because  the refinement process can last our whole life! Shoulders & Alignment I won’t lie, holding a straight handstand is HARD. The muscle activation required is significantly more difficult than in a curved handstand, not to mention it demands at least 180 degree overhead shoulder flexion, in other words straightening of the arms all…
Dowiedz się więcej

Chaturanga Dandasana – mity i legendy o “idealnym” ustawieniu ciała

Często na dynamicznych zajęciach typu Vinyasa, pomimo że jest ich wiele, pozycja Chaturangi jest przeoczana zarówno przez nauczycieli jak i przez uczniów. Z reguły instruktor mówi pare słów na początku zajęć, a potem prezentuje modyfikacje na kolanach mówiąc, że jeśli nie mamy siły to możemy modyfikować. Oczywiście, NIKT nie chce być tą jedyną osobą, która modyfikuje, i często zmuszamy się do pozycji nie zwracając uwagi na swoją formę czy ułożenie ciała, co może z czasem prowadzić do kontuzji. W dzisiejszych czasach coraz bardziej pędzimy, czy to do następnej czynności czy pozycji, i cieżko być uważnym na to co się dzieje z ciałem jeśli się wiecznie spieszymy. Nie powinniśmy także zakładać, ze każdy instruktor jogi jest dobrze poinformowany na temat anatomii i biomechaniki ciała. Często zdarza się, że ucząc się czegoś w dany sposób nie kwestionujemy słuszności swojej wiedzy tylko dalej ją przekazujemy. W zależności więc kogo się spytasz lub która tradycje jogi praktykujesz, możesz się spotkać z różnymi “ideałami Chaturangi” . Ale to czy ten ideal jest prawidłowy dla twojego ciała to już jest inną kwestią. W pełnej ekspresji, Chaturanga Dandasana, czyli pozycja kija, jest dość trudna i wymaga dużo siły w górnej części ciała i w core(trzonie). Wiele może pójść żle, szczególnie gdy jesteśmy zmęczeni i szybko przemieszczamy się przez nasze Vinyasy. Nie bez powodu pozycja ta jest znana w świecie jogi jako “niszczycielka barków”! A jeśli nasze barki nie są stabilne i nie używamy prawidłowych mięśni, plus powtarzamy ten sam ruch 20/30 razy podczas praktyki, 3/4 razy w tygodniu, przyszłość naszych barków nie wygląda za ciekawie. (Nie pisze tego by cię straszyć, po prostu wiem o tym z własnego doświadczenia i chce oszczędzić ci tego bólu i frustracji związanych z kontuzja barku. Nie jest to fajne!) I nie chciałabym tu być źle zrozumiana, wcale nie mówię że pozycja Chaturangi jest “zła” i że nie powinno się jej robić, bo tak nie jest. W samej pozycji nie ma nic złego, natomiast warto zwrócić uwagę na to w jaki sposób przemieszczamy się Z i DO niej oraz która opcja jest właściwa dla NASZEGO ciała. Musimy też brać pod uwagę nasz wiek, kondycje, budowę ciała, proporcje lub jakiekolwiek kontuzje, które możemy posiadać. Staw ramienny jest stawem kulistym zlokalizowanym między kością ramienna a łopatkami. Jest także jednym z najbardziej mobilnych stawów w ludzkim ciele, co może zagrażać w jego stabilności. TO oznacza, ze chętnie się wygnie tam dokąd go popchniemy, ale z czasem może się przeciwko nam zbuntować. Zgięciu łokci w 90 stopniach  Jedno jest pewne:  trzymanie zgięcia łokcia w 90 stopniach na pewno powoduje, że pozycja Chaturangi jest bardzo estetyczna. Ale czy ta komenda powoduje, że robimy tą pozycje w “prawidłowym ułożeniu”? Aby łokieć wylądował nad nadgarstkiem musimy najpierw przenieść ciężar ciała w desce w przód i tu spotykamy się z dylematem, gdyż tracimy wtedy zaangażowanie mięśnia zębatego przedniego i w zamian wkracza do akcji mięsień najszerszy grzbietu. To są ogromne mięśnie aczkolwiek służą one raczej do stabilizacji miednicy a nie obręczy barkowej. Warto też dodać, że powodują one też wewnętrzną rotacje barku, a to jest coś  czego z pewnością NIE CHCEMY w Chaturandze, ponieważ wtedy górne plecy się zaokrąglają co powoduje, że głowa kości ramiennej rotuje się do środka i w dół i w konsekwencji kładziemy za duży nacisk na nasz staw barkowy. Mięsień zębaty przedni jest mega gwiazdą jeśli chodzi o stabilizacje i siłę barków. Mięśnie zębate podtrzymują naszą klatkę piersiową niczym dwie duże ręce i są odpowiedzialne za rozszerzanie łopatek na plecach (protrakcja) i ściąganie ich w dół (depresja), co razem powoduje stabilizacje obręczy barkowej. Jeśli mięsień zębaty nie działa prawidłowo, to tracimy tę ważną stabilność, a głowa kości ramiennej (górna część) może zacząć ruszać się w panewce i z czasem spowodować jego zużycie.  Pewnie zastanawiasz się, jak masz ten mięsień uaktywnić? A więc zaczynając w pozycji deski mocno odpychaj się od maty unosząc klatkę piersiową do sufitu i jednocześnie ciągnij dłońmi w kierunku stóp (jakbyś zamykał/a okno). A teraz wyobraź sobie te ogromne 9-palcowe dłonie, które podtrzymują twoje zebra i jednocześnie przyssywają łopatki do górnych pleców. (Na początku możesz najpierw spróbować to samo ale na stojąco używając ściany, aby trochę łatwiej wyczuć ten ruch). Teraz pomówmy troche o fizyce. Gdy układamy nasz łokieć nad nadgarstkiem w tym 90- stopniowym ułożeniu nasze barki wysuwają się mocno do przodu. Dla wielu osób wykonanie tego ruchu bez nadmiernego naciągnięcia barków może być niemożliwe. Co za tym idzie, nasz ciężar ciała nie jest równomiernie rozłożony i może być to ogromnym wysiłkiem dla górnej części ciała. W szczególności jeśli jesteśmy np nowym uczniem i sporadycznie chodzimy na praktykę, lub jeśli jesteśmy bardzo ambitni i wykonujemy Chaturange milion razy w tygodniu. Więc jeśli Chaturanga z łokciami nad nadgarstkami tobie sluży, to super! Zapomnij o tym co przed chwilą przeczytałeś/łaś i praktykuj dalej =) Ale szanujmy też fakt, że każde ciało jest inne i że nie ma jednego uniwersalnego rozwiązania, które byłoby dobre dla wszystkich. Ale jeśli odczuwasz ból lub duży dyskomfort przy wchodzeniu do Chaturangi w taki sposób, może jednak warto będzie pomyśleć o zmianie wzorców ruchowych. Pamiętajmy, że często sam ruch nie jest zły, potrzebujemy przecież się ruszać by nasze ciało było zdrowe. Problem może zacząć się dopiero wtedy, gdy powtarzamy ten ruch bardzo często, a nasze ciało jest przemęczone. Nie bój się spróbować czegoś nowego i poeksperymentować ze sposobem w jaki się poruszasz lub ustawiasz ciało, znajdź to, co działa dla ciebie najlepiej! (Możesz spróbować umieścić dłonie troszkę przed łokciami, bo to bardziej równomiernie wycentruje ciężar ciała a to spowoduje,  że obręcz barkowa nie będzie musiała tak bardzo się wysilać.) Wskazówka: Spróbuj nagrać swoją praktykę. Zadziwiające może być, że to, co podczas niej robimy może wyglądać zupełnie inaczej niż to, co nam się wydawało.  A nagranie nie kłamie =) Przytulać czy nie przytulać?  Przytulanie łokci do żeber jest kolejną komendą często używaną w świecie Chaturangi. Myśl przewodnia tego ma swój sens, ponieważ jeśli łokcie wystają za bardzo na bokach możemy destabilizować nasze barki. Aczkolwiek, jeśli z kolei za mocno przytulamy łokcie do boków (lub w niektórych przypadkach nawet się na nich…
Dowiedz się więcej

Chaturanga Dandasana – myths & legends of “perfect” alignment

Chaturanga Dandasana is sometimes overlooked by teachers and students alike in fast moving Vinyasa type classes even though there’s usually MANY of them. Often there will be a short run-down at the beginning of the class and an option of doing it on the knees is presented if we don’t have the strength for the full expression. Of course NO ONE wants to be the only person modifying, so often students just push through it at the sake of misalignment and this may eventually lead to injury. I feel like these days we are all in a hurry, to get to the next activity or pose. We’re trying to get our flow and sweat on it’s hard to be mindful when we’re rushing. Also let’s not just assume that all yoga instructors are knowledgeable about bodies. Often they/we learn in a specific way and don’t question it’s validity but rather continue doing it exactly the same. So depending on who you ask or what tradition of Yoga you practice, you may be met with a different “ideal Chaturanga”, however it may not be the ideal for you and your body. In its full expression Chaturanga, aka staff pose, is quite difficult and requires a strong upper body and core. There are many things that can go wrong here, especially when you are tired and moving quickly though your vinyasa. Chaturanga isn’t know in the Yoga world as the “shoulder shredder” for no reason. If there’s no stability and right muscles aren’t firing, plus we are repeating this action 20/30 times a class, 3/4 times a week, the future of our shoulders isn’t looking too good. (I’m not writing this to scare you, I just know from experience and want to save you guys the trouble and pain of dealing with a rotator cuff injury, it’s really not fun!)  Don’t get me wrong here I’m not trying to say that Chaturanga as a pose is “bad” and that you should stop doing it.  There’s nothing wrong with the pose in and of itself, what is important here is HOW we MOVE in and out of the pose and if it’s right for OUR body. Taking into consideration our age, body type, body proportions, condition, potential injuries etc.  So are there any one size fits all alignment cues for a safe and happy Chaturanga? I say NO because EVERY BODY is different. We come into the practice with different body shapes, injuries etc so obviously our Chaturanga will also vary. One thing that doesn’t change however is the basic anatomy and biomechanics of the shoulder joint itself. The shoulder joint is is a ball and socket joint between the scapula and the humerus. It is also one of the most mobile joints in the human body, at the cost of joint stability. Which means it easily goes where we tell it too, but this often doesn’t end well in the long run.  The myth of the 90 degree elbow The elbow over wrist 90 degree angle cue defiantly makes Chaturanga more aesthetic but is it helping us to do Chaturanga with good form? Well in order to get the elbow over the wrist we first need to shift the weight of our body forward in plank and are faced with a problem, we lose the activation of Serratus Anterior while the Latissimos Dorsi muscles take over. The lats are huge back muscles butt are they are more of pelvic stabilizers. Not to mention they rotate the shoulder joint INTERNALLY, which is NOT what we want in Chaturanga as it rounds our upper back pointing the head of humorous bone down (top of the shoulder) putting too much pressure on the shoulder joint. The Serratus Anterior on the other hand, is the superstar of shoulder strength and stability, It holds up our rib cage like two big hands and it is responsible for the protraction (pulling shoulder blades apart) and  depression (shoulder blades going down) of the scapula, together which is responsible for the stability of the shoulder girdle. If the serious isn’t firing properly and we lose this important stability, the head of the arm bone may start to move around in its socket which can eventually lead to wear and tear of the joint.  So how do we activate it you may ask? Starting in plank, first actively push the mat away lifting your heart towards the ceiling, at the same time drawing your hands back towards your feet( as if you’re shutting a window). Then imagine the huge 9 fingered hands holding your ribs and suctioning your scapula onto your upper back. (You can first try this standing up right using a wall, it can be easier to get a feel for the movement at first)  Now let’s talk some physics. When our elbow is stacked over our wrist in a 90 degree angle we shift our shoulders way forward. For some people this can be too much to maintain without putting strain on the shoulders. In fact, too much weight is on one side of the center of gravity, it can be a lot for the upper body to hold. THis can be true especially if we are a new student, a weekend student, or an ambitious student doing a million Chaturanga in our practice. So if this 90 degree elbow angle works for your body, that’s great! Nevermind what you just read keep on practicing =) But let’s also recognise the fact that all our bodies are different and that there’s no one size fits all, so let’s not assume it will be good for everyone. That being said, if you feel major discomfort or pain while lowering into Chaturanga this way, you may want to rethink your movement pattern. Remember that most often the movement itself isn’t bad we need movement to keep our bodies healthy, but it’s the constant  repetition that can, especially when we’re tired, be an issue. SO don’t be scare to  try…
Dowiedz się więcej

Online VS Real life – gdzie lepiej uczyć się Jogi?

Co do tego, czy nauczenie jogi przez internet jest korzystne, czy nie zdania są podzielone. Moim zdaniem odpowiedz na to jest rzeczą subiektywną, zależnie od doświadczeń i przekonań każdej osoby.  Zaczęłam moją przygodę z Jogą właśnie drogą internetu 5 lat temu, z niesamowitą joginką niedawno zmarłą Leslie Fightmaster (Fightmaster Yoga na YouTubehttps://www.youtube.com/user/lesleyfightmaster). Byłam w kiepskim stanie psychicznym i nie chciałam iść do studia bo bałam się oceny innych. Myślałam wtedy, że do ćwiczenia jogi trzeba być chudym i rozciągniętym (a obydwu rzeczy mi wtedy stanowczo brakowało). Myśle, że nie tylko ja zderzyłam się z tym problemem i pomimo, że teraz wiem że joga jest dla KAŻDEGO CIAŁA, może nie każdy czuje się komfortowo praktykując w towarzystwie innych i dla takich osób joga online jest zbawieniem.  Jedna z rzeczy, która pomogła mi utrzymywać regularną praktykę na początku były “wyzwania jogowe” na Instagramie (dzisiaj sama je też organizuję). Motywowały mnie by wejść na mate i spróbować czegoś nowego.W ten sposób oprócz nauki nowych asan także zdobyłam nową wiedzę, poznałam wspaniałych joginów z całego świata (niektórych też w IRL – ”in real life”), no i przede wszystkim był w tym element zabawy dzięki czemu czułam się jak dziecko na placu zabaw. Większość ssaków (w tym i ludzie) uczą się przez zabawę, podczas której nasze mózgi wydzielają hormon zwany dopaminą, która powoduje ze jesteśmy w lepszym nastroju i który pomaga nam w koncentracji, za czym idzie łatwiejsze i trwalsze przyswajanie informacji. Co powoduje że nasze mózgi się zmieniają i reorganizują, proces zwany neuroplastycznością.  Dobrym przykładem jest słynny fizyk Dr. Richard Feynman (zdobywca Nobla za rozwój elektrodynamiki kwantowej), który do końca swojego życia (oprócz bycia naukowcem) odkrywał nowe kreatywne pasje typu rysunek (oprócz swoich slynnych diagramów miał wystawę swojej sztuki), grał na bongosach i śpiewał w kąpeli oraz był znany jako “joker” który uwielbiał żartować i robić ludziom psikusy! I co to wszystko ma do jogi?, pewnie sobie myślisz. Czy ważne jest którą droga idziesz jeśli i tak dojdziesz w to same miejsce? Niektórzy z nas mają samodyscyplinę i potrafią sami praktykować w domowej ciszy, inni muszą pójść do szkoły jogi na prowadzone zajęcia, a jeszcze inni wolą uczyć się przez internet. Ja jestem eklektyczką i korzystam ze wszystkich metod, zarówno jako uczeń  jak i nauczyciel. Wydaję mi się że jest jest równie dobra szansa na to że spotkamy “złego nauczyciela” (cokolwiek to oznacza) na social mediach jak i w samej szkole jogi. I kim jest ten “zły nauczyciel” i co go charakteryzuje? Czy to jest ktoś kto skupią sie na swych asanach i usuwa całą “niepotrzeną” filozofie i duchowość z Jogi, zmieniając ją w zajęcia fitness lub stretching? Czy może to jest ktoś kto przez sztywne trzymanie się tradycji i ustawienia ciała w pozycjach (bo jest tą “jedyną wlasciwą niemylną metodą”) nie robi dochodzenia na temat biomechaniki i anatomii ciała i przez niewiedze robi krzywdę innym? Prawda chyba zawsze jest gdzie pośrodku, i jedna rzecz która wiem napewno.. to to że im więcej się uczę, rozumiem że tak naprawdę nie wiem nic =) Uważam że, tam gdzie znajduję się nasze ciało na poziomie fizycznym nie jest tak bardzo istotne jak to co się dzieję W ŠRODKU nas podczas naszej praktyki, to co czujemy i doświadczamy. Chciałabym tu doadać że w Filozofii Jogi nasze ciało fizyczne jest tylko jednym z pięciu innych Kosz, podobnie twierdzi Teoria Splątania Kwantowego, że jesteśmy o wiele bardziej połączeni ze sobą niż myślimy! Także róbmy to co daje nam spokój i szczęście w życiu, i pamiętajmy aby zawsze wsłuchiwać się do wewnątrz, bo to właśnie tam mieszka ten nauczyciel który wie co jest dla NAS najlepsze, nasze JA. 

Online VS Real life- which is better for learning Yoga?

To learn Yoga online, or not to learn? That is the question. The verdict isn’t in yet because the camp is divided. I think the answer isn’t as concrete as you may think, rather something quite subjective based on experiences and beliefs of each person. I actually started my Yoga journey online 5 years ago, with an incredible yogi, the late Leslie Fightmaster (Fightmaster Yoga on YouTubehttps://www.youtube.com/c/Fightmasteryoga/videos). At the time I wasn’t in the best place mentally and was scared to go to a studio because I didn’t want to be judged by others. Back then I thought that to practice Yoga you had to be really skinny and super flexible (both of which I lacked). I think I can safely say that I may not be alone in this experience and even though now I am conscious of the fact that Yoga is FOR EVERY BODY, maybe not everyone feels comfortable practicing in a room full of people and for people like them online the option to practice online is a blessing.  One of the things that really helped me keep a regular practice in the beginning was taking part in “yoga challenges” on Instagram (today I sometimes help organise them). It kept me motivated to get on my mat and try something new everyday. In result, not only did I learn new Yoga poses but I gained new insights, met some incredible yogis from all over the world (some of which I even met IRL “in real life”) and most importantly there was an element of play throughout which made me feel like a kid in the sandbox. Most mammals (humans included)  learn through play, during which our brains secrete a hormone called dopamine, which puts us in a better mood and helps us to concentrate.  In effect the learning process becomes easier and our brains literally remodel and rewire themselves, in other words neuroplasticity occurs. I good example of this was the famous physicist Dr. Richard Feynman (Nobel Prize in Physics for the marriage of quantum mechanics and the 19th century electromagnetic field theory), who had a passion for discovering and cultivating new creative hobbies throughout his life. He loved to draw and not only besides his famous diagrams, he even had his own art show of his drawings! He sang and played on the bongos in a band and was known to be somewhat of a “joker” by his friends, often playing tricks on them! You may be thinking what does all of this have to do with Yoga? Well, is it important which path you take if they all lead to the same destination? Some of us may have self discipline  and have no problem practicing at home by ourselves, while others need to go to a Yoga studio for a led class, and still others prefer online learning. I’m a pretty eclectic person myself and depending on the day and mood, I take advantage of all the methods, as a student and as a teacher. I think it is just as likely that we may run into a “bad yoga teacher” (whatever that may mean) on a social media platform just as at a Yoga studio. And now what exactly is this “bad yoga teacher” anyway? Is it someone who washes Yoga practice down to just asana turning it into fitness, devoid of it’s philosophy and spirituality? Or is it someone who by sticking to rigid alignment cues because they are “tradition”, doesn’t bother to learn the anatomy & biomechanics of our bodies therefore making it less safe? Is if possible to have both? In my opinion, the physical location of our bodies isn’t quite as important as what is actually going on INSIDE of us during practice. Here I’ll add that not only does Yoga philosophy state that our physical body is only ONE of 5 others Koshas, but also the Theory of Quantum Entanglement says that we are we may be WAY much more connected than we actually think! So in the end I think its important to do what brings us peace and happiness while remembering to listen to that voice deep within, because that’s where our best teacher resides, US.

Dlaczego niektórzy ludzie wchodzą na matę regularnie, podczas gdy inni rezygnują? Neurobiologia w akcji.

  Jestem maniakiem w zdobywaniu wiedzy na temat własciwości naszego ciała i lubię poznawać mechanizmy jego działania. Niektóre nowe badania naukowe w dziedzinie neurobiologii i fizyki kwantowej wyjaśniają wpływ jaki mają na nas pradawne praktyki z różnych kultur. Dziwne rzeczy dzieją się w naszych wewnętrznych światach, czy to na poziomie molekularnym, kwantowym czy nawet energetycznym. Ale im więcej dowiadujemy się o tych procesach i ich działaniu, tym łatwiej będzie nam odrzucić mentalność ofiary oraz rozpocząć szczęśliwe i zdrowsze życie. Słuchałam niedawno interesującego podcastu, w którym dr. Andrew Huberman ( Profesor Neurobiolog z Uniwersetytu Stanford, Instagram Hubermanlabs https://www.instagram.com/hubermanlab/?hl=en ) wyjaśnia, z punktu widzenia neurobiologa, dlaczego niektórzy ludzie osiągają swoje cele podczas gdy inni z nich rezygnuje. Okazuje się, że kluczem do sukcesu może być dopamina, nazywana też często “hormonem dobrego samopoczucia”. Dopamina uwalniana jest w naszym organizmie wtedy gdy dostajemy to czego pragniemy (np. pierwszy posiłek dnia, lub te nowe leginsy o których marzyliśmy) i daje  nam poczucie satysfakcji, a czasem nawet euforii. Dopamina jest neuroprzekaźnikiem oraz ważną częścią „układu nagrody” mózgu. Jeśli nauczymy się jak używać tego systemu w sposób konstruktywny, to pomoże nam on w mobilizacji do działania.  Stosowanie mechanizmu wewnętrznego nagradzania jest ważnym elementem w osiąganiu celów ponieważ jest motorem i motywacją do dalszych działań. Niezależnie od tego czy naszym celem jest nauka stania na rękach czy też udział w wyścigu arktycznym nawet myśl o tym przedsięwzięciu może powodować uczucie lęku i frustracji.Taka sytuacja wywołuje stan stresu lub silnego pobudzenia nerwowego na który nasz organizm reaguje produkcja epinefryny (zwanej także adrenalina), a to z kolei może skutkować szeregiem objawów takich jak powiększenie źrenic, przyspieszony puls, nadmierne pocenie się, czy tez płytki oddech prowadzący czasem do hiperwentylacji. Podwyższony poziom adrenaliny, zwanej także hormonem strachu, reakcja walki i ucieczki może powodować także trudności w koncentracji uwagi, przypadkowe, niespójne myśli lub ogólne osłabienie organizmu. Wystąpienie tzw. czynnika strachu jest charakterystyczne na początkowym etapie nauki nowej czynności i powoduje, że wiele osób poddaje się już przy pierwszych trudnościach lub przy braku natychmiastowych postępów. Jeśli nie nauczymy się panować nad uczuciami lęku i niepokoju, to podniesiony poziom adrenaliny będzie raczej czynnikiem paraliżującym niż motywującym. Przezwyciężenie tych uczyć nie wydarzy się z dnia na dzień, ale jest procesem, który wymaga czasu i wysiłku. Każdy zawodowy sportowiec lub wykonawca potwierdzi, ze aby zmniejszyć ten strach musisz „złapać byka za rogi”.  To samo się dzieje gdy pojawiamy się na naszej macie dzień w dzień i zmierzamy się z trudnymi dla nas asanami, uczymy nasz organizm aby nie reagował tak gwałtownie na stresujące wydarzenia (odzwierciedla sie to też poza mata). Gdy jesteśmy wstanie oddychać spokojnie to nasze ciało się relaksuje, a gdy ciało się zrelaksuje to nasz umysł jest spokojny.  Ważne jest to, aby polubić proces uczenia się wraz z jego wzlotami i upadkami, i właśnie to jest dla mnie motorem do dalszych starań i wysiłku. Za każdym razem, gdy wykonam w większą łatwością asane lub utrzymam się w staniu na rękach troche dłużej to jest to moje małe wewnętrzne zwycięstwo. I to właśnie pokazuje w pełni efekt dopaminy, która poprzez stłumienie podniecenia i niepokoju pomaga nam CIESZYĆ SIĘ procesem pokonywania trudności. Warto pamiętać że ten proces – czas trwania- ścieżka – rezultat (duration, path, outcome – akronim Dr.Huberman) prowadzi do neuroplastyczności. Nasz mózg dąży do tego by z czasem czynności stawały się refleksywne, dzieje się to gdy nauczymy się czegoś “na pamięć” , nieważne czy to nauka chodzenia, prowadzenia samochodu czy robienia jakieś asany. W moim doświadczeniu te wszystkie “ciężkie”  pozycje i praktykti  (i możecie mi wierzyć, że miałam ich WIELE) nauczyly mnie, i dalej uczą, jak sie nie poddawać, jak nie dowalać sobie i jak odrzucać tą bezustanną samokrytykę. Myśli nie możemy powstrzymać ale możemy przedstawiać nowe pozytywne np. Ok,  może nie osiągnęłam jeszcze “ideału” (i pewnie nigdy nie dojdę), ale zrobiłam dziś praktykę, dałam z siebie tyle ile mogłam, stałam się silniejsza. Nie zrezygnowałam, żeby w zamian zjeść kilogram lodów.  Nauczyłam się, że mogę czuć się dobrze nawet jeśli nie za każdym razem odnoszę „zwycięstwo”. Nie jest to łatwy proces biorąc pod uwagę moja historie: trauma w dzieciństwie, depresja, niska samoocena i uzależnienie. Na szczęście, nasz mózg nie dyskryminuję. Tworzy hormony automatycznie, wiec jeśli nauczysz się jak uwalniać dopamine w swoim organizmie podczas jednej czynności (na przykład podczas stania na rekach), to będziesz mógł/mogła to później  przełożyć na wszystkie inne sfery swojego życia. Zatem, prawda jest, że to co nas nie zabije, to nas wzmocni i z tym świadomym podejściem do życia możemy wszystkie nasze “porażki” traktować jako wygrane, które popychają nas do przodu i sprawiają, że nasze życie jest szęsliwsze i bardziej spełnione.  

The neuroscience behind why some people get on their mats daily, while others quit.

I don’t know if you know but I’m a real geek when it comes to the nature of how our bodies work and why. Some of the new research in fields like neuroscience and quantum physics are just now starting to explain how some of the ancient practices from different cultures have an effect on us. Wether it’s on a molecular level or quantum level some weird things are constantly happening in our inner worlds. The more we learn about these processes the easier it can become to live a happier and healthier life, instead of having a “oh woe is me” victim mentality. I just listened to this podcast with Dr. Andrew Huberman ( Neuroscientist & Professor at Stanford University, Instagram Hubermanlabs https://www.instagram.com/hubermanlab/?hl=en )where he was explaining the neuroscience behind why some people achieve their goals and others end up quitting. Dopamine (often called “the feel good hormone”) is released when we finally get that something we were craving/wanting ( like that first meal of the dat or that new pair of leggings we’ve been wanting )making us feel good or even euphoria at times. This then helps to mobilize us for action, if we can just learn to use this reward system in a constructive way, rewarding ourselves internally when reaching little milestones it’ll give us more drive and motivation to keep going forward. So having a goal like learning how to handstand or competing in the Arctic Ultra race is great and all but can also be quite scary, overwhelming and frustrating to even start thinking about. In these stressful situations our bodies release epinephrin (adrenaline) which dilates our pupils turning our vision into something like“portrait mode”,racing pulse, sweaty palms, shallow breathing toward hyperventilation, sweaty underarms, weak in the knees, random thoughts, and inability to concentrate, as well as all the other “fun” involuntary effects of the “flight, fight or freeze” response.  This fear factor at the beginning of new skills/situations is where many people decide to quit, at the first sign of difficulty or if they don’t start seeing immediate progress. The way the adrenaline makes them feel internally doesn’t help to motivate us in this process UNLESS we learn to overcome the fear and anxiety. This however is not something that can be learned overnight but ask any professional athlete or performer and they will tell you, that  the more we put ourselves out there and grab that fear by it’s horns, the less scary it becomes. The same thing happens when we get on our mats each day and face those hard poses we’d rather skip, we teach our bodies not to react to stressful situations(on and off the mat). When our breath is calm we quiet the body and when the body is quiet our minds are calm. For me learning how to enjoy the whole the process, filled with all the ups and downs keeps me going daily. Each time I learn how to be in a yoga pose more comfortably or hod that handstand a second longer, each new shape or press I learn is a small victory in and of itself. This is dopamine in full effect, when released it helps to suppress the feeling of agitation and anxiety letting us actually ENJOY the effort process. Not to mention this process of duration, path and outcome eventually leads to neural plasticity. Meaning that with time things become reflexive and our brain learns these movements/thought patterns or whatever “by heart” . Then we no longer need to think while doing them(like driving a car or walking).!! WIth time, during all those crappy(trust me there were and are still MANY) practices and training sessions I started to learn how to NOT be down on myself, unlike before constantly criticising. We can stop the negative thoughts fro coming in, but what we CAN DO is introduce new positive ones. Ok, so maybe I didn’t reach my “goal” but hey I showed up. I gave it my all. I got stronger in the process. I didn’t quit. I’m on the right path. I didn’t decide to eat a pint of ice cream instead. Each time new neural pathways were formed and I taught myself that I CAN still feel good about myself even if I don’t “WIN” every time . Which wasn’t an easy process with my history of of childhood trauma, depression, low self esteem and  addiction. Luckily the chemicals in our body don’t discriminate. These systems are generic and once you learn how to release dopamine into your system, during lets say yoga or handstands, this important skill can also be transferred into all other areas of our lives. So I guess it really is true what they say, what doesn’t kill us literally makes us stronger and with this mindful approach to life we can make all those fails count as wins propelling ourselves forward, living a happier more fulfilled life.

Odkryj w Sobie swiatło – nadużywanie władzy i przemoc seksualna w jodze i duchowych kręgach

Mówi się, że kiedy uczeń jest gotowy, to pojawia się mistrz. Ale co mamy zrobić, jeśli ten mistrz okaże się zwykłym śmiertelnikiem, który jest tak samo omylny jak my wszyscy? I nie jest wszechmogący i wszechobecny? Guru pod kocykiem Niedawno zmarły Ram Dass, były profesor Harvardu, jogin oraz nauczyciel duchowy, w książce A Miracle of Love, opowiedział o swoich doświadczeniach z guru Neem Karoli Baba, zwanym przez swoich uczniów Majarajii. Jak powiedział Ram Dass, już pierwsze spotkanie z nim w 1967 roku odmieniło zupełnie cale jego życie. Podczas tego spotkania, gdy Majarami zapytał czy myślał o swojej matce ostatniej nocy, Ram Dass poczuł się jakby czytał w jego myślach. Kiedy Ram Dass potwierdził, nauczyciel pokiwał tylko głową i powiedział, że wie o śmierci jego matki z powodu chorej śledziony, która nastąpiła sześć miesięcy temu. I właśnie wtedy coś w nim pękło, jego serce otworzyło się i rozkwitło. Ram Das płakał bez przerwy przez dwa dni zadając sobie pytanie: Jak to możliwe, że ten człowiek to wiedział? Poza czytaniem w myślach Majarajii rzekomo miał wiele innych „Siddis” (zdolności nadprzyrodzonych), ale sam uważał się za NIKOGO.  Był niskim, bezzębnym człowiekiem, którego można było często znaleźć siedzącego pod swoim ulubionym kocykiem – obrazek niezbyt pasujący do naszego wyobrażenia o prawdziwym guru. Jednakże, wszystko to co robił i mówił miało sens i pokazało Ram Dassowi, ile pracy miał do wykonania nad sobą i swoim życiem duchowym. I to właśnie jest zadaniem guru, być naszym lustrzanym odbiciem. Jeśli chcemy, pomaga nam ono zrozumieć, że odpowiedzi są w nas samych. Mistrz oskarżony o przestępstwa seksualne Po powrocie z Indii Ram Dass rozpoczął podróż po Stanach Zjednoczonych, dając wykłady na temat swoich doświadczeń i nauk zdobytych na Wschodzie. W 1974 dołączył do grona profesorów w nowo otwartym Instytucie Naropa, pierwszym uniwersytecie inspirowanym przez buddystę a kierowanym przez Chgyam Trungpa Rinpoche. Kto by pomyślał, że kilka lat po śmierci tego sławnego jogina jego syn, Sakyong Mipham Rinpoche, zostanie oskarżony o przestępstwa na tle seksualnym? Był zmuszony do rezygnacji z kierowniczego stanowiska w Shambhala International, jednej z największych sieci ośrodków medytacji i azylu, a także uniwersytetów i klasztorów. Zarzuty postawione przez prawników, oparte o liczne doniesienia innych duchowych przywódców oraz ofiary dotyczą także nieletnich. Sięgają lat 90-tych, a nowe wciąż napływają i są badane przez policję i prokuraturę. Wszyscy członkowie tej społeczności wyrażają mieszane uczucia, są zranieni, smutni i pełni złości. Czy w tej sytuacji, po tym co wyszło na jaw, wszystkie nauki przekazywane przez Sakyonga i wszystkie wartości, które reprezentował mają wciąż swoja zasadność? Oto pytanie, które stawia sobie dzisiaj społeczność Shambhala. Gorąca joga rozgrzewa zmysły W latach 70. Bikram Choudhury i jego 26 póz hot jogi stały się bardzo popularne w całych Stanach Zjednoczonych. W tym czasie powstało tam ponad 650 studiów, w których nauczyciele powtarzali jego słowa zawarte w tzw. „Dialogu”. W 2017 sąd przekazał byłej prawniczce Bikrama, Minakshi Jafa-Bodden, 7 milionów dolarów jako zadośćuczynienie po przegranym przez niego procesie, w którym był obciążony szeregiem zarzutów o dyskryminację na tle rasowym i seksualnym oraz molestowanie seksualne. Później, po ucieczce Bikrama z kraju, to ona przejęła kontrolę nad jego interesami. Mistrza można dzisiaj znaleźć w Acapulco w kąpielówkach Speedo i złotym Rolexem na ręku, gdzie nadal uczy i trenuje nauczycieli pobierając do 17 tysięcy dolarów od każdego, kto zdaje się nie mieć nic przeciwko zarzutom jakie postawiono guru. Ale można znowu zapytać, czy z powodu błędów jednego człowieka powinni przerwać swoją praktykę, którą tak pokochali? Przemoc potrafi się zamaskować Czy to możliwe,  żeby wiara lub miłość mogły zaślepić do tego stopnia, by nie widzieć tego, co się dzieje na naszych oczach? Wiem z własnego doświadczenia, że to się zdarza. Jako nastolatka spędziłam 3 lata w związku mocno przemocowym. Zaczęło się od wielkiej miłości w stylu hollywoodzkim, aby stopniowo zmienić się w koszmar. On z dnia na dzień coraz bardziej mnie kontrolował, zrażał mnie do wszystkich przyjaciół i zanim się zorientowałam byłam sama nie mogąc nawet wyjść z domu bez jego pozwolenia. Psychiczna i fizyczna przemoc ciągle się wzmagały, aż doszło do ciosu w twarz, który złamał mi nos. Byłam tak zakochana, że i to pewnie bym mu wybaczyła i przyjęła z powrotem, gdyby nie fakt, że trafił do więzienia z innych przyczyn. Osoby używające przemocy są mistrzami manipulacji i posiadają umiejętność przekonania ofiary, że to ona nie ma racji, jest szalona i tak naprawdę zasługuje na złe traktowanie. Ja tak wtedy myślałam. Nierówny rozkład sił W zdrowej relacji dynamika sił powinna rozkładać się równomiernie, a w idealnej sytuacji osoby silniejsze (włączając w to uznane autorytety, polityków, wojskowych, policjantów a także wszystkich nauczycieli i guru) powinny używać swojej siły, aby służyć innym. Niestety, nie każdy potrafi pokonać pokusę nadużywania władzy tak, aby zachować moralność i etykę w swoim postępowaniu. Nie zawsze też ktoś, kto jest bardzo rozwinięty w sferze duchowej, jest tak samo rozwinięty w sferze emocjonalnej. Szczególnie jeśli osoba ta ma nie zdiagnozowane i nieuleczone traumy.  Od najmłodszych lat jesteśmy uczeni, aby szanować autorytety i wszystko jest w porządku, aż do momentu, gdy zdamy sobie sprawę, że te autorytety są ułomne lub chore psychicznie i nas wykorzystują. Czy wybaczyć molestowanie? Już jako 6-letnie dziecko Anneke Lukas została sprzedana przez własna matkę grupie pedofili do niewolnictwa seksualnego. Organizacja ta była kierowana przez wysoko postawionych politycznych arystokratów. Po 5 latach regularnych gwałtów Anneke została ocalona przez kogoś z wewnątrz siatki. Podczas długiej ponad 30-letniej drogi do uzdrowienia Anneke korzystała z psychoterapii, dużo pisała, praktykowała jogę i medytację oraz prowadziła organizację non-profit, Liberation Prison Yoga, wspomagającą ofiary wykorzystywane do rytuałów satanistycznych lub handlu seksualnego. W 2001 roku Anneke Lucas po raz pierwszy spotkała K. Pattabhi Joisa, ojca jogi Ashtanga, gdzie podczas warsztatów na Manhattanie zaczął dotykać jej intymnych części ciała. I chociaż natychmiast na to zareagowała i kazała mu przestać, to poczucie, że jej prywatność została naruszona z nią pozostało. Kiedy spotkała go ponownie po kilku latach, widząc w jego oczach małego zranionego chłopca, była mu w stanie wybaczyć. Ten akt przebaczenia był dla niej kamieniem milowym w procesie zdrowienia i rozwoju duchowym, a pozbycie się ciężaru, który przysparzał jej bólu noszonego przez…
Dowiedz się więcej

Be your own light

They say when the student is ready the master will come but what are we to do when that master turns out to be just a mere mortal like the rest of us? What happens when we find out that he/she is only an imperfect  “human” and not an omniscient and omnipresent being? Guru under a blanket In his book “A MIracle of Love” Ram Dass, the late former Harvard proffessor, yogi and spiritual teacher, wrote about life with his Guru Neem Karoli Baba, his students called him Majarajii. Meeting him in 1967 changed his whole life, said Ram DAss. It was only their first time meeting and it was as if he had read his mind when he asked him if he had been thinking of his mother the night prior. Ram Dass answered that he has been, Maharajii just nodded his head saying that he knew this and that his mother had died 6 months ago because of “Spleen”. Thats when something burst inside of him and his heart started to open like a flower. He cried for two days nonstop, asking himself how on Earth could this man have known this? Besides reading minds Majarajii was said to have many other “siddis”, or supernatural powers, but at the same time he claimed to be NOBODY. He was a small toothless man, who could often be found sitting under his favourite blanket, not really your visually picture perfect Guru. Nether the less everything he did and siad acted as a reflection, which showed Ram Dass how much more work he had to do on himself on his spiritual journey. This is the role of the guru, to be the mirror reflection  which helps us to realise the answers are already inside us, that the real guru is us and we are looking at ourselves in the mirror.  Meditation Master accused of sexual abuse After returning from India he started travelling across the U.S.A giving lectures about his experiences and learned teachings from the East, and in 1974 he joined a team of professors at the newly founded Naropa Institute(the first Buddhist-Inspired university) ran by Chogyam Trungpa Rinpoche. Who would think that a couple years after his death, his son Sakyong Mipham Rinpoche would be asked to step down from his ruling position in Shambhala International, the worlds largest Buddhist network of meditation centers, retreats, universeties and monesteries,because of sexual misconduct allegations dating back to the 90s. The law firm handling the investigation has also received numerous reports of sexual misconduct( including underage children) by other leaders and new victims continue to make themselves heard and police are investigating. All of this has left the people in the community feeling confused, hurt, sad and angry. Afterall, do the teachings that Sakyong was teaching and all that he represented still have any validity after all this has come to the surface? This is a question the Shambhala community is faced with today. Hot Yoga heats up In the 70s Bikram Choudhury and his 26 hot yoga poses swept  the nation and at one point there were over 650 studios in the US with teachers repeating his words, in what is called “The Dialogue”. In 2017 the court awarded his former lawyer Minakshi Jafa-Bodden 7 million dollars and she later took control of his business after he had fled the country facing several accounts of alleged sexual assault and discrimination against racial and sexual minorities. Today you can find him in Acapulco in his speedos and gold Rolex, still teaching and training teachers for up to 17,000 dollars each who don’t seem to mind all of the allegations being made against their guru, but then again should they stop doing a practice they have grown to love because of one mans mistakes? Abuse can wear many masks  Is It possible to be so blinded by faith or love to not see what is right in front of your eyes? I speak from experience when I say yes. I was in an abusive relationship for 3 years back when I was a teenager. It started out as a big  love like in  a Hollywood movie, but gradually it all changed. He started becoming more controlling, he turned me against all my friends and before I knew it I was alone and couldn’t even leave the house without his permission.  The mental and physical abuse got stronger until finally he punched me in the face breaking my nose. I was so “in love” with him I would have taken him back if he hadn’t have gone to prison, for gun posession. Abusers are master manipulators and have the power to convince you that you are wrong, crazy and that you simply deserve all the abuse. Uneven power dynamics In a healthy relationship the “power dyanmics” should be somewhat evenly balanced and in a perfect world the people with more power (including the authority figures, politicians, armies, police as well as all the teachers and Gurus) should be responsible to SERVE the rest. Unfortunatly not everyone can resist the temptation of over using their power and keep their ethics and morality in tact. Especially if they have undiagnosed and untreated trauma. Respecting authority is something we are taught early on in life and all is fine and well until it turns out they were flawed or mentally ill, that’s when the abuse begins. Should you forgive sexual abuse? Anneke Lukas was sold as a child sex slave to a pedophile network at the age of 6 by her mother.The network was ran by high ranking political aristocrats. After 5 years of regular rape, she was rescued by someone on the inside. Her long healing journey has lasted over 30 years and consisted of writing, physco-therapy, yoga, meditation and service to other sex trafficking and satanic ritual victims inside and outside of prisons through her non-profit organisation Liberation Prison Yoga.  She first met K. Pattabhi Jois, the father of Ashtanga Yoga, in 2001 during…
Dowiedz się więcej

pl_PLPolski